723
Decyzja Google o zlikwidowaniu swojego czytnika RSS-ów wywołała falę krytyki wśród oburzonych użytkowników. Dlaczego więc tak naprawdę usługa zostanie uśmiercona?
Ta wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. W połowie marca Google poinformował, iż usługa o nazwie Reader zakończy swój żywot 1 lipca 2013 roku, co wywołało falę oburzenia wśród zaskoczonych tą decyzją użytkowników.
Dlaczego więc internetowy gigant postanowił zrezygnować z czegoś, co na brak zainteresowania przecież nie narzekało?
Google Reader może i był popularny, ale nie na tyle, by przynosić firmie realne korzyści. Główną przyczyną uśmiercenia usługi były wysokie koszty związane z kwestiami dotyczącymi ochrony prywatności.
Google nie może pozwolić sobie na wpadki na tym polu, ponieważ znacząco nadwyrężają one zaufanie użytkowników, a ewentualne kary za naruszenie prywatności są liczone w miliardach dolarów. Miało to już miejsce podczas tworzenia Map Street View, kiedy to Google wykradało autem dane o użytkownikach z niezabezpieczonych sieci WiFi. Wówczas wtedy 38 stanów pozwało Google.
Nick Baum, szef projektu Google Reader, mówi wprost: “jeśli dany produkt nie przynosi zysków, a jego liczba użytkowników nie przekracza poziomu 100 milionów, to nie ma powodów, by dalej go rozwijać”.
Dobrym wyjściem z sytuacji mogłoby być odsprzedanie Readera jakiejś zewnętrznej firmie. Ale nie w przypadku Google’a, którego usługi są ze sobą ściśle zintegrowane, więc skuteczne wyodrębnienie jednej z nich byłoby bardzo kłopotliwe.
Dlatego Readera trzeba było zamknąć. Jego dni są więc policzone, a śmierć nastąpi pierwszego lipca tego roku. I nie zmienią tego petycje ani protesty użytkowników. Bo Google’owi ten interes się po prostu nie opłaca.
(ź): theverge.com